Ajurwedyjski masaż głowy Shiroabhyanga – podróż w głąb siebie.

Kaja – Miłośniczka i znawczyni ajurwedy, masaży orientalnych i terapii przez ciało. Po latach intensywnej pracy w marketingu, wreszcie robi to, co kocha. Wiedzie proste życie. Ceni sobie wieś, spokój, ogród, ciszę, obserwację siebie …

Z Ajurwedą możecie się zapoznać w http://www.auriestetyka.pl

Każda z Was doskonale kojarzy sytuację – umówiona wizyta u swojej, tej jedynej fryzjerki. Wchodzimy dobrze nastawione, z nieumytą głową, trochę zaniedbane. Siadamy na myjkę, Ania, Ewa czy Dorotka polewa głowę ciepło przyjemną wodą, nabiera w dłoń pachnący szampon i zaczyna się … Zadajecie sobie pytanie – dlaczego jak sama myję głowę nie odczuwam tej przyjemności?

Mydlenie trwa. Jeśli Ania, Ewa czy Dorotka jest o czasie, ma dobry nastrój i chce być profesjonalna do granic, po miłym przeszorowaniu głowy, stosuje masaż w tej radosnej piance. Jest szczęście. Niestety trwa tylko chwilę, bo oto spłukanie, zawinięcie sprytne i dalej to już tylko rozczes, nabieranie, obcinanie, zawijanie w sreberka, tudzież chłodzenie przykro pachnącą farbą. Spotykamy się jeszcze raz z tym uczuciem przy końcu, kiedy to Ania nabiera na szczotkę i podgrzewa ale przy tym zagaduje głośniej ( bo suszarka chodzi), lub my dopowiadamy historię o chorobie w rodzinie, czy zakupach treściwych i cały czar pryska… Przez moment byłyśmy w tym świecie odczuć, ale trwał zbyt krótko. Za mało by go sobie utrwalić. Ale do rzeczy.

Niezliczone ilości wyspecjalizowanych komórek przystosowanych do odbioru informacji w naszym ciele czeka na bodziec. Mamoreceptory odbierają drgania, dotyk, uciski. W naszej skórze, tkance podskórnej, mięśniach, stawach, uchu wewnętrznym, sercu i naczyniach, płucach i jamie brzusznej. Ich imiona brzmią cudownie: ciałka dotykowe Meissnera, tarczki Merkla, ciałka Pacciniego.

Jest ich całkiem sporo – 500 tysięcy. Do tej miłej bandy dołożyć należy termoreceptory, nocyceptory ( te – bolesne, niedobre!) – 3 miliony; chemoreceptory, te w nosie i jamie ustnej; fotoreceptory 123 miliony pręcików ( rozkręcamy się), 7 milionów czopków ( zmysł wzroku) oraz proprioreceptory w mięśniach, stawach i w uchu wewnętrznym – byśmy na to wszystko równowagę zachowały i zawrót głowy nie nastąpił. W Shiroabhyandze mówimy o głowie , więc już na koniec dodajmy te 200 na samej małżowinie ucha, która w tym masażu masowana jest 🙂 i to podwójnie. A co tam!

Shiro znaczy głowa, abhyanga – oczyszczenie. Zatem do dzieła!

Zaczynamy od twarzy, każdy ruch przenoszony jest na tył głowy. Jeszcze myślimy o tym co w pracy, co zrobiłam a czego nie, ale już niedługo to potrwa. Okolice ucha, wspomniane małżowiny (nieważne czego nie zrobiłam, nie powiedziałam, zupełnie nic nie jest ważne…). Dochodzimy do istoty masażu – polewania ciepłym olejem. W tym momencie, na trzecie oko i miejsca gdzie granica z włosami na czole, leje się ten ciepły, pachnący, ziołowy, przyjemny olej.

Tu przekraczamy zdecydowanie tę wspomnianą granicę z myjki u Ani, Ewy czy Dorotki i ruszamy we własną podróż. Olej spływa po całej naszej głowie, czujemy każde miejsce. Kiedy ucieka z czoła i plącze się na tyle głowy, oplata szyję i leciutko kark robi się nam błogo. Rozpręża się całe ciało. Ale to preludium.

Masujący wplata w to palce, pociera, zaplata, lekko ciągnie za włosy, uciska przyjemnie, ugniata, składa palce i w równej linii błądzi po granicy półkul, dalej jest już wszędzie a my przestajemy to śledzić. Dlaczego? Bo nas nie ma. Po głowie zjeżdża na szyję, tańczy z nią, podnosi, skręca, wyciąga. Dalej kark, cała obręcz barkowa, podjazdy pod łopatki i kończy ten ruch u nasady potylicy.

Naciska na jej trzon i boki. Tak to trwamy sobie w tym obłędzie. Umysł wysłany do diabła, śpimy – nie śpimy.

Zmysły i te miliony naszych ulubieńców, wymienionych na początku razem z nami w bez trwaniu:-) Cały stres, jakieś sprawy, konflikty, zobowiązania, że coś musisz, czegoś chcesz, coś powinnaś, uwalnia się, odpływa, znika. Zostaje Ci wewnętrzny spokój. Cichy i błogosławiony.

Robisz też cudowną rzecz dla swoich włosów. Cebulki piszczą z zachwytu, odżywia je ciepły olej jak w kompresie babci – tyle, że nie z rycyny. Nie wspominając o serotoninie, jej wyrzut sprawia, że czujesz się doskonale.

Shiroabhyanga wpływa na cały układ nerwowy. Wspiera leczenie depresji, lęków. Pomocna jest w bezsenności. Uwalnia bóle w karku. Jest świetną terapią u osób z nadpobudliwością. Poprawia krążenie w mózgu, wspomagając tym pamięć i koncentrację (wiem, wiem, już myślisz – poślę syna – bo mu nie wychodzi jak mnie wychodziło – ale nie, dziś jesteś Ty). Pomaga w bólach głowy i migrenach oraz dobry jest dla tych, którzy odczuwają ból zatok.

Także tyle korzyści z tej przyjemności. Ci Hindusi… żadna tam tabletka, tylko dotyk!

Na sam koniec wspomnieć należy, że ci sami Hindusi wymyślili, jeśli o głowę chodzi, jeszcze co innego. Shirodarę – lanie oleju na trzecie oko. Tu masującego nie ma. Olej ścieka wąską strużką przez godzinę z miedzianego naczynia nad naszą głową a my zupełnie w zaświatach. W Shiroabhyandze jechałyśmy dobrym Mercedesem, tu przesiadamy się w Bentleya :-))))

Także shiro – głowa, na której zmysły wzroku, węchu, słuchu, dotyku i smaku – cały świat! O ten swój świat zadbać musisz sama, dając sobie jak najwięcej możesz. Abhyanga – oczyszczenie.

Oczyść go z balastu, nadmiaru i niechcianego.

#RokKobiet

Share This