Bajka o pierścionkach.

Absolwentka ekonomii na Uniwersytecie Łódzkim, doradca finansowy, na co dzień wspiera i doradza przedsiębiorcom. – Joanna Chmielewska

 

Nie wiem co zrobiłam ze swoją obrączką i pierścionkiem zaręczynowym. Schowałem w „bezpieczne miejsce” i nie mam pojęcia gdzie, jak ze mną często. Jakiś czas po śmierci Maćka nie nosiłam, potem, na skutek przytłaczającej i pozbawiającej sił samotności, przez rok znowu nosiłam, a potem zdjęłam i już nigdy nie byłam w stanie założyć.

Mój pierwszy pierścionek w nowym życiu dostałam od koleżanki. Z Pandory, pewnie drogi, nie sprawdzałam, ale i tak byłam onieśmielona. Romb z drobnymi kryształkami. Srebrny, pięknie błyszczy, założyłam go na serdeczny palec prawej ręki. To Przyjaźń. Taka która nie jest oczywista, nie powstaje łatwo, ale jednak, na przekór trudnym początkom, dzięki woli dwóch stron, jest i trwa.

Ośmielona tym prezentem, podczas rzadkiej, spontanicznej wizyty w Tesco, kupiłam zrobiony z jakiegoś ciemnego metalu pierścionek, który, jak kawałek ucywilizowanego drutu, oplata serdeczny palec lewej dłoni od nasady do kostki. Od dawna chciałam/potrzebowałam taki mieć. To Cierpienie. To cierpienie, które w niewidzialny sposób oplata serce, czasem zaciska się mocniej, czasem tak mocno, że nie można oddychać, ale na zewnątrz każe się uśmiechać. Takie cierpienie, które jest zawsze. Własne, ale też ból i brud Świata.

Na sąsiedni palec włożyłam pierścionek z wpisanym w okrąg drzewem, na którego gałązkach umieszczone są maleńkie kolorowe szkiełka. To Natura. Ulga w cierpieniu. Ten pierścionek oddaje to co czułam, kiedy wyrwałam się ze wszystkiego i 3.maja, przed świtem, pojechałam w Bieszczady i jeszcze przed południem siedziałam na bukowieckiej łące, patrzyłam na ten boleśnie piękny świat, a Bóg przytulał mnie do piersi. Może mówił „już dobrze, dziecko”? A może nic nie mówił, tylko pozwalał mi płakać.

Na wskazującym palcu lewej ręki, nie mam nic. Bo po przeciwnej stronie Cierpienia i Miłości jest Pustka. Jedynym sposobem, żeby nie cierpieć, jest nie czuć. Bo co jest lepsze: nie kochać, czy nie cierpieć? Nie płakać za utraconym szczęściem, czy nigdy nie być szczęśliwym?

Nie mam jeszcze pierścionka symbolizującego Miłość. Tę dziką, raniącą miłość, jaką kobieta darzy mężczyznę. Bo została przez Boga przeklęta. Nie, nie wierzę w tę historię – ten kto stworzył, nie przeklina. Miłość atawistyczna, która ze względu na rozbieżny interes stron, rzadko kończy się szczęśliwie, a jednak zawsze czuć jej głód. Nie jestem pewna jaki powinien być ten pierścionek. Kiedy pierwszy raz o nim pomyślałam, przyszedł mi do głowy wąż. Tłusty, ordynarny, z okiem z kolorowego kryształu. Ten pierścionek założyłabym na wskazujący palec prawej dłoni. Jednak dotąd go nie mam, a po jakimś czasie przestałam szukać.

Między eros i filia króluje Agape. Na środkowym palcu prawej dłoni mam prosty pierścionek ze wstęgą mobiusa. Symbolem nieskończoności, wszechświata i absolutu, pierwotnej Siły Która Chciała człowieka. Choć nigdy nie wątpiłam, jak ma wyglądać, droga do niego była najdłuższa. Dla mnie to znak miłości bezinteresownej. Do wszystkich ludzi. Do świata. Do samej siebie. I do życia, takiego jakie jest. 

 

02.06.2018

#RokKobiet

Share This