Gdyby diety działały, wszyscy bylibyśmy szczupli – czyli dlaczego to nie ma prawa się udać.

Psycholog, coach, trener rozwoju osobistego. Autorka książki „Jak nie masz w głowie, to masz w biodrach„. – Agnieszka Węgiel

 

Przerabiałaś to już nie raz. Późna zima i setki artykułów w czasopismach kobiecych: w 3 miesiące do bikini, zostań boginią na diecie, ciało marzeń w 30 dni! Do tego reklamy tabletek spalających tłuszcz przez sen. Wchodzisz w to znów, bo znów masz 3, 13, 30 kg za dużo. I jo-jo. Znów. I znów szamoczesz się ze sobą, czekając na kolejną, tym razem naprawdę-dietę-cud. Tym razem na pewno się uda.

Gdyby diety działały… No właśnie. Dlaczego nie mają prawa działać?

Chcesz schudnąć na zawsze, a dieta (w potocznym rozumienia tego słowa) zakłada krótkoterminową, restrykcyjną strategię, która pozwoli Ci w krótkim czasie osiągnąć spektakularne efekty. Bez gwarancji na to, co potem. Drobny druczek na kolejnym pudełku spalaczy tłuszczu informuje, że zadziała w połączeniu ze zrównoważonym stylem żywienia i aktywnością fizyczną. Ale kto by czytał to, co napisane jest drobnym druczkiem. W końcu nie chcemy dopuścić do świadomości, że zrównoważony styl żywienia i aktywność fizyczna w zupełności wystarczy. Ale w to trzeba włożyć wysiłek. A tu przecież jest magiczna tabletka – tłuszcz się topi jak masło na patelni.

Chcesz schudnąć na zawsze, a jednak nie chcesz na zawsze zmieniać swojej relacji z jedzeniem. Chcesz być szczupła i jeść ciastka (chipsy, orzeszki, chleb ze smalcem/miodem, lody*). 

Chcesz schudnąć na zawsze, ale gdy Ci powiem: Będziesz szczupła, ale musisz być na diecie do końca życia, pojawią Ci się w głowie różne myśli. „O matko, do końca życia?!?” „Ale naprawdę, inaczej się nie da?!?” „Dobra, wchodzę w to! Ale…. od poniedziałku/po wakacjach/po świętach. A teraz jeszcze sobie pozwolę…” Pojawiają się również różne emocje: strach, panika, zrezygnowanie, zniechęcenie, złość. Że jak to? Inni jedzą, co chcą i są szczupli… Jestem beznadziejna, nie umiem schudnąć…. Znów poniosę porażkę….

To nie ma prawa się udać, bo Twoje emocje na samo słowo dieta toczą ślinę jak pies Pawłowa i wcale nie wizualizują sobie kurczaka na parze i brokułów, tylko raczej pizzę i ptasie mleczko o 21:00 na kanapie z kolejnym drinkiem. I lody na deser. Albo nutella. Łyżką ze słoika.

Emocje to nasz motor napędowy. Diety nie działają, bo generują niefajne emocje. Bo w dietach są nakazy i zakazy, wyrzeczenia, ograniczenia, męka i walka. I jak tu mają się pojawić pozytywne emocje, które będą nakręcać chęć do działania? Tu będzie masa emocji, która będzie podcinać skrzydła przy każdej mijanej cukierni. Tu będą emocje, które wrzucą do koszyka w sklepie „ostatniego” batonika i „ostatnią” czekoladę. Tu będą emocje, które będą szeptać: „dzisiaj, tylko dzisiaj, ten jeden jedyny raz, przecież Ci się należy, taki ciężki miałaś dzień/dzieci dały Ci w kość/szef Cię wkurzył/zrobiłaś świetną prezentację.” 

I płyniesz. Paczka ciastek, batonik, paluszki, kanapka z serem (szósta), łyżka masła orzechowego (kolejna), drink i wkurzenie. I myśl, że od jutra to już na pewno!…. Zaraz, zaraz… od jutra to nie, bo jutro już czwartek, czyli taki mały piątek, to przecież weekend, to się nie opłaca zaczynać diety (bo dieta to nakazy i zakazy, wyrzeczenia, ograniczenia, męka i walka), a Ty chcesz odsapnąć w weekend, a nie znów być pod pręgieżem zadań (tym razem dietetycznych) do wykonania.

Chcesz być szczupła i zjeść ciastko? To się może udać, ale pod pewnymi warunkami.

– Wyrzucasz ze słownika (głowy, myśli, emocji) wyrażenie: jestem na diecie i zastępujesz je sformułowaniem: odżywiam się. Odżywianie generuje o wiele przyjaźniejsze emocje niż bycie na diecie. Jestem na diecie do końca życia? Nigdy w życiu! Odżywiam się do końca życia? Czemu nie!

– Przyjmujesz, że możesz wszystko. Tak, dobrze widzisz. Możesz wszystko, bo kto Ci zabroni? Żaden dietetyk ani psycholog nie ma takiej mocy. Wyjdziesz ode mnie z gabinetu i pomyślisz: „Ja nie mogę? To patrz na to!” I wrócisz do domu z paczką delicji (ewentualnie zjesz je po drodze). Nie ma zakazów, bo zakazy generują opór i bunt. Nie ma produktów zakazanych i złych oraz na drugim biegunie – dobrych i dozwolonych. Uwierz mi, nie znam osoby, która przytyła, bo zjadła w święta michę pierogów i sernik. Albo w weekend wypiła drinka.

– Sprawdzasz, co załatwiasz jedzeniem. Nagroda? Pocieszenie? Pogłaskanie? Szukasz odpowiedzi na pytanie: Czego naprawdę teraz potrzebuję?

Jedzenie to dywan, którym przykrywasz swoje niezaspokojone potrzeby i emocje, którym nie pozwalasz być. Jesteś zmęczona? Ciastko nie sprawi, że będziesz wypoczęta. Nie wyspałaś się? Lody nie sprawią, że zarwane noce znikną. Szef Cię wkurza? Od kolejnego drinka nie przestanie być kim jest. Masz za dużo na głowie? Paczka orzeszków i nutella nie zdejmą Ci z głowy tego, co wzięłaś na siebie. 

W odchudzaniu nie chodzi o bycie na diecie. Gdyby chodziło o odchudzanie i bycie szczupłą nie pozwoliłabyś na kolejne jo-jo.

 

*wstaw sobie sama

 

Share This