Jak być wystarczająco dobrą matką i nie dać się zwariować…

W niniejszym artykule, z okazji Dnia Matki, chciałabym podzielić się z Wami moimi obserwacjami i refleksami dotyczącymi macierzyństwa, uwzględniającymi perspektywę społeczno – kulturową, psychologiczną, a także własne doświadczenia zawodowe i osobiste. Mam nadzieję, że moje słowa będą wspierające dla tych z Was, które z różnych powodów często czują na sobie ciężar macierzyństwa, pomogą nadać mu lekkości i czerpać jeszcze więcej radości z bycia mamą, nie tylko 26 maja. Osobiście uważam, że tak jak matkami jesteśmy 365 dni w roku, tak Dzień Matki powinien trwać przez cały rok – przez całe 12 miesięcy zasługujemy na szacunek, wsparcie, odciążenie od obowiązków, prezenty, niespodzianki i kwiaty 😊 I oprócz naszych bliskich, to przede wszystkim my same musimy o tym pamiętać.
Jakiś czas temu w sieci natknęłam się na artykuł dotyczący pracy akuszerek na początku XX w. To, co zwróciło moją uwagę, to fakt, że rodząca dziecko kobieta zostawała pod opieką akuszerki 24h/dobę przez dwa tygodnie od porodu. Akuszerka zajmowała się dzieckiem, aby ta mogła odpocząć, dojść do siebie po trudach wydania dziecka na świat. Piękne, prawda? Druga kobieta, która jest obok, która służy radą i wsparciem, zna się na dzieciach, wie kiedy kolka, kiedy maleństwo chce jeść, czy wszystko z nim w porządku, czy nie….Nie wiem, czy pamiętacie, te z Was, które rodziły, swoje pierwsze dni w domu z niemowlakiem. Ja pamiętam – obolała ja i przerażony mąż oraz dziecko, z którym dzieją się różne rzeczy. Pamiętam swoją bezsilność, nieprzespane noce, potworne zmęczenie przeradzające się w frustrację. Przydałaby mi się wówczas taka akuszerka. Dlaczego o tym piszę? Bo kiedyś kobiety dostawały w swoim macierzyństwie wsparcie doświadczonych kobiet, otoczone były ich troską, opieką i zrozumieniem. Dziś wiele z nas doświadcza trudów macierzyństwa tak boleśnie, właśnie dlatego, że w tym bardzo newralgicznym dla każdej kobiety czasie w dużej mierze się od nas wymaga, a nie wspiera, ocenia, a nie rozumie. Zanim jeszcze zostaniemy mamami chłoniemy różnego rodzaju przekazy, oglądamy piękne reklamy z rumianymi, zadowolonymi niemowlakami i cudownie świeże, zawsze uśmiechnięte mamy opiekujące się swoimi pociechami. Rzeczywistość nie wygląda tak różowo. Wiele z nas doświadczyło dotkliwie rozdźwięku między ideałem, a rzeczywistością. Aby zredukować ten rozdźwięk często zaczynamy wywierać na siebie presję, by dorównać do idealnego obrazka, czego konsekwencją jest dojście do granicy wytrzymałości, zaniedbywanie siebie. Zaczynamy o sobie myśleć, że jesteśmy niewystarczające, że z nami coś jest nie tak, a co za tym idzie nie zawsze potrafimy prosić o wsparcie bojąc się, że inni ocenią nas, że sobie nie radzimy.
Wsparcie społeczne, zwłaszcza w początkowej fazie macierzyństwa jest niezwykle istotne. Badania potwierdzają, że najsilniejszymi predyktorami depresji poporodowej, obok nieplanowanej ciąży, powikłań w jej przebiegu oraz w trakcie porodu, jest niska satysfakcja ze wsparcia oraz dysfunkcjonalne przekonania na temat macierzyństwa. Im bardziej kobiety są przekonane, że spotkają się z negatywną oceną ze strony innych osób, tym bardziej idealizują macierzyństwo, tym mocniej wierzą w przekonania dotyczące matczynej odpowiedzialności i tym więcej objawów depresji odczuwają.
Ale nie o sam poród i połóg tutaj chodzi. W kulturach afrykańskich mówi się, że „aby wychować dziecko potrzebna jest cała wioska”. Przysłowie to pokazuje jak bardzo kobieta potrzebuje sieci bliskich powiązań, które dadzą jej siłę do wychowywania dziecka, a bliscy zadbają o jej potrzeby tak, żeby ona mogła zadbać o potrzeby dziecka. Bez tej sieci kobiety często odczuwają duże osamotnienie i przeciążenie w pełnieniu roli mamy. W naszych warunkach społeczno – kulturowych często całą wioską musi być jedna osoba – matka. I nie mam tu na myśli tylko samotnie wychowujących dzieci – z różnych powodów – mam. Nawet, jeśli tata dziecka jest obecny i zaangażowany, to naturalnie zorientowany jest na inne cele, których realizacja zajmuje gros jego czasu. Dobrze wiemy, jak dziś wygląda macierzyństwo, które przepełnione jest mnogością obowiązków i ról, jakie musimy pogodzić mieszkając nierzadko daleko od bliskich, którzy mogliby tę sieć wsparcia stanowić. Dla wielu kobiet bycie mamą staje się nie lada wyzwaniem. To, co przytłacza najbardziej współczesne mamy to fakt, iż warunki, w jakich wychowują dzieci zmieniły się na dużo bardziej wymagające przy jednoczesnym zachowaniu wysokich oczekiwań społecznych wobec nich.
Mit Matki Polki oraz psychoanaliza i ich konsekwencje dla matek
Zanim przeczytasz dalszą część artykułu, nie byłabym sobą gdybym nie zachęciła Cię do chwili refleksji 😊 Zatrzymaj się w tym miejscu i zastanów się:
- Jakie są Twoje przekonania na temat matki – jaka powinna być? Jak powinna się zachowywać? Możesz wypisać je na kartce.
- Przyjrzyj się każdemu z nich i pomyśl skąd one się biorą? Skąd wiesz, że matka powinna być taka albo inna? Jaki obraz matki się z nich wyłania?
- Jakie emocje wzbudzają w Tobie te przekonania? Zgadzasz się z nimi, czy nie?
- Jak widzisz siebie w roli matki? Na ile starasz się dostosowywać siebie w warunkach, w których żyjesz i funkcjonujesz do tego obrazu i jakie są tego konsekwencje dla Ciebie?
Każda z nas ma jakąś narrację na temat tego, jaką matką powinna być. Narracja ta może wynikać z wielu czynników takich, jak: osobiste doświadczenia, przekazy rodzinne, uwarunkowania społeczno – historyczne, religia. Jednym z takich przekazów mających duży wpływ na wypełnianie roli matki przez kobiety jest funkcjonujący w naszej świadomości społecznej mit matki Polki. Geneza tego mitu sięga okresu utraty niepodległości przez Polskę, kiedy to matki rodziły i wychowywały swoich synów na powstańców, ci zaś bohatersko walczyli i ginęli za niepodległość. Macierzyństwo wówczas naznaczone było męczeństwem, a heroizm i cierpienie matek opiewane w literaturze z tamtego okresu. W ten sposób narodził się mit matki Polki jako społeczny wzorzec kobiety, która potrafi sprostać najtrudniejszym wymaganiom stawianym przez rzeczywistość społeczną, polityczną czy też historyczną, godzącej swe aspiracje z potrzebami zbiorowości, czyniącej to w duchu poświecenia dla ojczyzny i rodziny. Oczywiście na przestrzeni wieków mit ten ulegał ewolucji, jednak to co wciąż w nim żywe ukazują badania przeprowadzone w 2002 r., z których wynika, że na obraz matki Polki składają się następujące autokomentarze kobiet: „bez mojego poświęcenia rodzina nie dałaby sobie rady”, „na swoich barkach dźwigam tyle spraw, że starczyłoby ich dla kilku innych kobiet”, „wolę sama robić większość rzeczy, bo nikt ich tak dobrze nie zrobi jak ja”, „często w domu sama wolę coś zrobić, niż prosić kogoś o pomoc” . Niech uderzy się w pierś ta z Was, która nigdy w ten sposób o sobie nie pomyślała….
Nie bez znaczenia na to, jakie powinności nakładają na siebie kobiety i jak siebie traktują w roli matki, jest popularyzacja myśli psychoanalitycznej, a przede wszystkim koncepcji Freuda, w której to matka jest tą, od której zależy wszystko i na jej barki składa się całą odpowiedzialność za wychowanie i kształtowanie dziecka, a głownie za wszelkie zaburzenia, nieszczęścia i niepowodzenia potomka. W tej koncepcji, często uproszczonej w społecznym odbiorze matka jest przede wszystkim „winna”.
Podsumowując mamy więc kilka mitów funkcjonujących w świadomości społecznej na temat tego jaka powinna być matka: zawsze świeża i dającą radę mamę z mediów, matka cierpiąca, poświęcającą się i w końcu winna całemu złu, które przytrafia się dziecku. Wszystkie one są jedynie bajką, czasem idealizującą postać matki, czasem ją oskarżającą. Jak to w bajkach bywa, mało w tym odniesienia do rzeczywistości. Problem pojawia się wtedy, kiedy my kobiety zaczynamy w tę bajkę wierzyć i tak, jak kiedyś w dzieciństwie (zanim zorientowałyśmy się, że to niemożliwe) wiele z nas chciało być księżniczką, tak teraz w nieco innej roli pragniemy dorównać mitycznej postaci, zapominając o swoim człowieczeństwie 😊.
W psychologii mówi się o „ja idealnym” i „ja powinnościowym” oraz „ja realnym”. Im większy rozdźwięk między dwoma pierwszymi a „ja realnym”, tym większy dysonans w ocenie i postrzeganiu siebie powstaje w naszej psychice i tym większe pojawiają się w związku z tym problemy emocjonalne. „Ja idealne” i „ja powinnościowe” wyznaczane jest w dużej mierze przez mity funkcjonujące w świadomości społecznej, przekazy wyniesione z domu. „Ja realne” to to, co jest teraz, jaka jestem w danym momencie. Jeśli przyłożyłybyśmy ten szablon do matek i macierzyństwa mogłoby to wyglądać w następujący sposób: Idealna mama dogaduje się z dzieckiem, ale realnie bywa, że nie potrafi. Powinna być uśmiechnięta, ale realnie jest zmęczona. Powinna być doskonała, ale ciągle coś jej nie wychodzi. Idealna mama jest spokojna, a realnie zdarza się jej krzyczeć. Powinna karmić piersią, ale w rzeczywistości idzie to jak po grudzie. Idealna mama poświęca głównie czas dziecku, a realnie ma tyle spraw do ogarnięcia, że dla dziecka zostaje go niewiele….Można by tak wymieniać w nieskończoność. Najważniejsze jest to, że w związku z takim sposobem myślenia o sobie kobiety przezywają dużo frustracji, lęków, smutku, poczucia winy. Jak zatrzymać ten niszczcący mechanizm? Warto przyjrzeć się z uważnością i miłością do siebie przekonaniom tworzącym wasze matczyne „ja idelalne” i „ja powinnościowe”. Spróbuj podyskutować z samą sobą na temat tych przekonań: Czy, aby na pewno żyję w czasach, kiedy na mapach Europy nie ma Polski i czy w związku z tym moje macierzyństwo musi być tak heroiczne? Może czasem mogę odpuścić i sprawdzić, co się stanie i jak się z tym czuję? Zachęcam Was do urealniania oczekiwań wobec siebie jako matek i dostosowywania ich do warunków, w jakich przyszło wam żyć. Nie wierzcie w bajki.
Jaka jest wystarczająco dobra matka?
Przyszedł czas, by odpowiedzieć na kluczowe pytanie artykułu. Jeśli matka nie musi być idealna, ani poświęcająca się, ani też winna, to jaka ma być? Z pomocą przychodzi brytyjski pediatra i psychoanalityk Donald Winnicott, który jest autorem pojęcia wystarczająco dobrej matki. Pierwsza pozytywna informacja wynikająca z jego obserwacji mówi, że większość matek potrafi w naturalny sposób być wystarczająco dobrymi. Wyjątek stanowią te, które doświadczają chorób psychicznych i same wymagają specjalistycznej pomocy, należą one jednak do zdecydowanej mniejszości. Winnicott pisząc z perspektywy mężczyzny zostawia sobie pewien margines niewiedzy i niepewności odnośnie macierzyństwa, wyrażając w ten sposób uznanie dla kobiet i czyniąc z nich samych ekspertki w tym temacie. Odwołuje się tym samym do naturalnych zasobów kobiety, jej mądrości i zachęca do zaufania sobie w budowaniu więzi z dzieckiem: „ Jeżeli [matka] nie rozumie tego, co wykonuje tak dobrze, nie jest w stanie bronić swego stanowiska, i zbyt łatwo może zepsuć wszystko próbując robić to, co jej każą, co robiła jej matka, albo co każą książki”.
Wystarczająco dobra matka uczy się wraz z dzieckiem, dostraja się do niego. Droga dostrajania się do dziecka bywa wyboista. Wiedzą o tym mamy, które mają więcej niż jedno dziecko. Często to, co działało przy pierwszym, kompletnie nie sprawdza się przy drugim. Dostrajanie to uczenie się dziecka.
Wystarczająco dobra matka przede wszystkim odpowiada na potrzeby swojej pociechy. Jeśli jesteś mamą, która lubi mieć porządek w domu i obiad skomponowany z trzech dań, to super. Jeśli natomiast realizując te zadania spełniasz oczekiwania swojej matki, teściowej, ciotki, czy koleżanki, odmawiając wsparcia i zauważenia dziecku, oddalasz się od koncepcji bycia wystarczająco dobrą mamą.
Wystarczająco dobra matka doświadcza w swoim macierzyństwie różnych, często sprzecznych emocji. Akceptuje je. Może się złościć na dziecko i nie mieć siły i jednocześnie może też odczuwać przyjemność w opiece nad nim.
Wystarczająco dobra mama wie, że kocha i to wystarczy wtedy, gdy popełni błąd, by go naprawić.
Wystarczająco dobra matka dba o swój dobrostan psychiczny, by mieć siły i przestrzeń w sobie, aby móc pomieścić emocje dziecka i zaspokoić jego potrzeby. Dlatego umie stawiać granice i prosić o pomoc, gdy tego potrzebuje, lub gdy wymaga tego stan dziecka, ale nie uzależnia się od niej.
Słowo na koniec
Żeby ten artykuł nie zabrzmiał nazbyt pesymistycznie, to chciałabym zaznaczyć, iż zdecydowana większość mam (co jest też, mam nadzieję, Waszym udziałem) czerpie radość i satysfakcję z macierzyństwa. Na potwierdzenie tych słów przytoczę wyniki badań z 2013 r.: „Dla 74% badanych kobiet macierzyństwo generuje przyjemne emocje, 53% odczuwało radość na wiadomość o byciu w ciąży, przyjemne emocje związane z macierzyństwem deklaruje 87% badanych, 45% uważa, że łączenie ról: zawodowej i macierzyńskiej jest właściwym sposobem funkcjonowania, tylko 15% badanych kobiet preferuje tradycyjny stereotyp płci. Macierzyństwo łączy się dla kobiet nie tylko z trudem i zmęczeniem, ale także z pozytywnymi emocjami, rozwojem i satysfakcją na poziomie poznawczym i emocjonalnym”
Bibliografia:
Machaj-Szczerek A, Stankowska I. (2013).Przekonania dotyczące macierzyństwa – badania własne. Pielęgniarstwo Polskie 2013, 3 (49), 176–186
Imbierowicz, A. (2012) Matka Polka w defensywie? Przemiany mitu i jego wpływ na sytuację kobiet w polskim społeczeństwie
Makowska, M. Matka Polka – konstrukcja złożona. Praca Licencjacka, UJ
Lasoń, M. (2019) Wsparcie społeczne i przekonania dotyczące macierzyństwa, a objawy depresji w pierwszych miesiącach po porodzie, praca magisterska, UJ
Maryańczyk-Sitarz, Z. (2017) Wystarczająco dobra matka. www.zdrowagłowa.pl