Polukrujmy sobie życie. Najsmaczniejsze desery świata!
Sonia Ziemba Domańska, psycholog i psychoterapeutka. Amazonka, Edukator Profilaktyki Nowotworowej, certyfikowany Trener Kontroli Złości. Media Planner, mama, żona, wulkan energii i motywacji.

Żyjemy szybko, za szybko, w pośpiechu, w napięciu, w… no właśnie. Ciągle „w czymś”. Według najnowszych badań aż 47% chciałoby zmienić swoją codzienność na bardziej spokojną i oderwaną od rzeczywistości! To ogromnie smutne i absolutnie możliwe, zważywszy na okres pandemii, w którym przyszło nam funkcjonować. Mnie także to dotyczyło, ale polukrowałam sobie życie 😊.
Jak można polukrować swoje życie, zapytacie. Można! Polukrować, posłodzić, dodać cukru pudru, czekolady, bitej śmietany i w dodatku nie przesłodzić się. Spróbujecie?
To teraz kilka pytań: Ile czasu poświęcasz na odpoczynek? Na regenerację? Jak często decydujesz się na późniejszy autobus do pracy na rzecz spokojnego poranka? Kiedy ostatnio poświęciłaś swój cenny czas nie obowiązkom, ale sobie lub bliskim? Nasze życie pełne jest rzeczy, które musimy zrobić. A przynajmniej do momentu, w którym nie przyjrzymy się tym potrzebom bliżej.
Mam dla Was kilka deserów, które możecie serwować sobie, aby Wasz czas, codzienność, życie, były bardziej funkcjonalne. Dały Wam przestrzeń dla siebie. Dla zobaczenia siebie. W sobie i w innych. To bardzo ważne bo da Wam poczucie bycia, nad którym się nie zastanawiamy. Te moje desery nie tuczą, nie powodują cukrzycy, ale smakują najlepiej na świecie! Mają składniki, które odkładają się w ciele na później w postaci harmonii i spokoju, a tego nam wszystkim potrzeba!
Deser numer 1
Uwalnianie się od sztucznych potrzeb
Przyjrzyj się dokładnie jednej ze swych potrzeb i zapytaj sama siebie, dlaczego jest aż taka ważna. I czy na pewno. Zastanów się, co by się stało, gdybyś ją sobie odpuściła. Czy w związku z tym stałoby się coś dobrego? A może miałabyś więcej wolnego czasu i przestrzeni na koncentrację i kreatywność, i mniej rzeczy do zrobienia każdego dnia? Czy wydarzy się lub czy mogłoby się wydarzyć coś złego? Jak bardzo jest to prawdopodobne? Poradziłabyś sobie?
Wszystkie te konieczności są efektem strachu i im bardziej jesteśmy ze sobą szczerzy, tym lepiej dla nas. Wyobraź sobie swoje lęki i wyznacz okres próbny – pozwól sobie odrzucić jakąś potrzebę, ale tylko na godzinę lub dzień. Najwyżej tydzień. Jeśli nie stanie się nic złego, wydłuż ten okres próbny i w ten sposób, krok po korku, uświadomisz sobie, że owa „potrzeba” wcale nią nie była!
Bardzo możliwe, że sprawi ci to przyjemność, bo pozbywając się swych sztucznych potrzeb, przywracasz sobie wolność.
Deser numer 2
Nie śledź: nie mierz stresu.
„Nie jesteś w stanie wpływać na coś, czego nie zmierzysz” czy „Jesteś tym, na co wskazują liczby” czy „Otrzymujesz to, co mierzyłeś.” Zapewne nawet nie wiesz, że robisz to codziennie. Że liczby, pomiary ograniczają Cię. Mam 15 minut, za godzinę spotkanie, do 16.00 odebrać dzieci, liczą się przebiegnięte kilometry, wszystko, co zjadłam, każde ukończone zadanie, postęp w osiąganiu celów, wagę, przeczytane książki, wydatki, dochody, długi. Co leży u podstaw takiego zachowania? I czy to konieczność? Spójrz, póki nie mierzysz czegoś to nie wiesz, czy rzeczy mają się ku lepszemu i czy robisz postępy. Nie możesz kierować się w stronę poprawy, jeśli nie masz liczb, by zobaczyć, co się zmienia i w którą stronę. Jeśli zmierzysz, ile godzin spędzasz na pisaniu maili lub smsów, to bardzo możliwe, że z czasem Ci ich przybędzie, ponieważ regularnie mierząc czas stajesz się bardziej świadoma, bardziej skupiony, bardziej zmotywowana, by tę liczbę zwiększać. Jeśli mierzysz przebiegnięte kilometry to z każdym treningiem będziesz stawać się coraz lepsza i będziesz chcieć więcej. Prawda?
Podobnie jest z pracą – możesz mierzyć swoją produktywność na skali od 1 do 10, ale czy to zmierzy związki, jakie nawiązałaś z innymi ludźmi, przyjemność podczas wykonywania pracy, lekcje wyciągnięte z porażek bądź czystą radość z bycia z innymi? Śmiało, spróbuj to zmierzyć😊 Mierzenie zabiera – wbrew pozorom – czas i to naprawdę wartościowy czas, który mogłaś spędzić działając i żyjąc. Tak! Po prostu żyjąc! Tworzy to nastawienie, że zawsze musimy stawać się lepszymi, zawsze mierzyć, zawsze czymś zarządzać. Szczęścia od tego nie przybywa, natomiast stresu tak!
Czy mierzysz ilość spędzonego czasu na placu zabaw z dziećmi, ilość przytuleń z mężem, ilość pocałunków, ilość śmiechu? Nie! A na tym przecież budujemy siebie 😊 Dlaczego tego nie mierzymy? Jak możliwe jest robić to wszystko bez motywacji wynikłej ze śledzenia? To proste: robimy te rzeczy, ponieważ kochamy je robić i kochamy nasze dzieci.
Weź ten deser w rękę i nie mierz. Chociaż przez jeden dzień. I sprawdź czy dobrze smakuje😊
Deser numer 3
Uczucia trzymaj w delikatny sposób
Trzymanie uczuć w delikatny sposób to bycie na nie gotowym. Bycie ok z tym, że mogą być zarówno pełne gorzkiego smaku jak i słodkiego, ale da się je wymieszać i być…gotowym😊
Złóż swoje ręce, jakbyś nabierał lub nabierała wodę. Wyobraź sobie, że trzymasz w dłoniach piórko – będzie to coś delikatnego. A teraz wyobraź sobie trzymanie w złączonych dłoniach okrągłego, pełnego igieł kaktusa. Nie będzie to nic delikatnego. Jednak wciąż możesz trzymać go delikatnie. Gotowość do czucia to delikatne trzymanie wszystkiego, co można trzymać w dłoniach, w sercu, w całym ciele i w umyśle.
Niezależnie od tego, jakie uczucia się pojawią, możesz traktować je delikatnie i z troską. Jak by to mogło wyglądać? Które emocje są dla ciebie najtrudniejsze do takiego traktowania? Czy możesz złapać się za każdym razem, kiedy czujesz się źle, cierpisz… i powrócić do miękkiego, delikatnego traktowania?
Deser numer 4
5 minut najlepszego smaku działania
Prokrastynacja, czyli odkładanie wszystkiego na później, na kiedyś, na za jakiś czas. Odwlekamy z różnych powodów (lęk, perfekcjonizm, brak motywacji, wina, brak kompetencji) i z tych powodów tracimy poczucie sprawstwa i własnej wartości.
Aby dać Wam najlepszy deser świata, proponuję stary behawioralny trik zwany zasadą pięciu minut. Na czym polega? Podejmujesz się zadania, którego wykonanie sprawia Ci problem i przysięgasz sobie, że popracujesz nad nim pięć minut i tylko pięć minut. Tak, musisz zakończyć po pięciu minutach. „Co mogę zrobić przez pięć minut?”. W tym momencie zrobisz wszystko, żeby nie robić niczego, zamiast zrobić cokolwiek, żeby zrobić coś. 😊
Spróbuję więc jeszcze raz: co możesz zrobić przez pięć minut? Pięć minut więcej pracy to więcej niż zero minut dotychczas, i często najtrudniejsza część ze wszystkiego.
Zgadza się, największa magia zasady pięciu minut bierze się często z faktu, że dla osób prokrastynujących najtrudniejsze jest zacząć cokolwiek. Często myślimy, że jesteśmy przerażeni, martwimy się, że działanie zajmie nam dwie godziny, albo dwa dni zanim sobie z nim poradzimy. I dlatego tak odkładamy. Nie rozpinamy zamka torby podróżnej, którą trzeba rozpakować, czy też nie jesteśmy w stanie poświęcić dwóch minut na oszacowanie całego nawału pracy, jaki mamy do wykonania, poukładania go w kategorie i podzielenia na mniejsze części. Ale to są właśnie te małe otwarcia zamków, które w wielu wypadkach są największymi barierami psychologicznymi we wszystkim. Jeśli uda ci się je zwalczyć – a można to zrobić zaledwie w parę minut – a następnie zmusisz siebie do stopniowego progresu, twoja energia na pewno się zwiększy! Możesz nawet nie chcieć przestać. I – tu jest kolejny powód dlaczego ta zasada jest tak świetna – uczyni to bardziej prawdopodobnym powrót do tego zadania, kiedy poświęcisz na nie kolejne pięć minut (albo pozwolisz sobie na dziesięć, dwadzieścia) w następnym dniu.
Tak więc, powiedz sobie, że dasz radę przez pięć minut. Naprawdę dasz. Nie jest to tak przerażające jak cała godzina albo zarwanie nocy, prawda? Niezależnie czy jest to napisanie wstępnego akapitu albo tylko zamówienie książki, którą powinieneś przeczytać, pierwszy krok naprawdę otworzy worek z postępem na drodze realizacji celów.
I jak? Desery smakują? Będziecie jeść ze smakiem?
Bardzo je Wam polecam, lukier gwarantuję od razu 😊